Ulubieńcy stycznia 2018

09:06

Listopadowe i grudniowe szaleństwa zakupowe bardzo wydłużyły moją kolejkę produktów do przetestowania. W związku z tym zdecydowałam, że będę co miesiąc wrzucać podsumowanie, w którym znajdą się te rzeczy, które najbardziej mnie zachwyciły (lub wyjątkowo mi podpadły!). W tym miesiącu na szczęście (spoiler) wszystkie testowane produkty okazały się naprawdę udane! Poznajcie ulubieńców stycznia 2017.




Klairs Freshly Juiced Vitamin E Mask
Kosmetyk ten trafił do mnie po bardzo wielu przygodach i zawirowaniach, miałam go bowiem testować już w listopadzie. Niestety, przesyłka z nim zaginęła bez wieści, a krem (czy też maska) całe tygodnie był absolutnie wyprzedany. Z zazdrością czytałam zachwycone recenzje innych blogerek, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będę miała szansę go przetestować, kiedy Hae Na z Wishtrend dała mi znać, że krem jest ponownie dostępny. Hurra! Kiedy z niecierpliwością czekałam na wysyłkę, koleżanki uprzejmie zapewniały mnie, że nie mam co się cieszyć, bo i tak mnie zapcha. Nie da się ukryć, że mam dużą skłonność do trądziku kosmetycznego, a witamina E to jeden z moich najgorszych wrogów. Ta maska nie zawiera jednak tokoferolu, a octan tokoferylu - formę, z którą nie mam problemów.

Skład
Analiza na CosDNA. Flagowym składnikiem kremu jest witamina E, a obok niej - niacynamid i adenozyna. W składzie znajdziemy też kwas hialuronowy, i wyciągi: z wąkrotki azjatyckiej, jeżyny, trzciny i solirodu zielnego. W składzie są też roślinne substancje żelujące, które nadają masce ciekawa konsystencję galaretki. Bardzo starałam się uchwycić ją na ładnym filmie, ale po tym jak któryś raz kolejna porcja zeskoczyła na podłogę, musicie zadowolić się kiepskim:



Działanie
Używałam kremu cały grudzień i mogę powiedzieć tylko jedno: jest fantastyczny! Z pewnością pojawi się w zestawieniu ulubionych produktów roku 2017 (jak tylko uporam się z opracowaniem wyników ankiety). Krem nie jest tłusty, bardzo przyzwoicie nawilża, najlepsze jednak są długoterminowe efekty: rozświetlenie cery i to, jak dobrze rozjaśnia przebarwienia. Od kremu zwykle oczekuję, że będzie nawilżał i dobrze zamknie wcześniejsze kroki pielęgnacji, ten jednak dodatkowo działa niczym najlepsze serum. Producent poleca mieszać maskę z serum Freshly Juiced Vitamin Drop z witaminą C, ja jednak nie jestem jego wielką fanką (nie odpowiada mi tłustawa konsystencja) i zamiast niego używam boostera rozświetlającego z Biochemii Urody. Razem są naprawdę nie do pobicia. Dawno nie byłam tak zadowolona z kosmetyku, dlatego wybaczam mu nawet, że po nałożeniu przez chwilę nieco się klei. Używam go rano i zwykle w tym czasie robię i jem śniadanie, więc po prostu nie jest to dla mnie uciążliwe, ale fanki budzikowej funkcji "snooze" mogą woleć używać go w pielęgnacji wieczornej.



Gorvita, Żyworódka w płynie
Kolejny produkt kupiłam trochę przypadkiem, ponieważ potrzebowałam czegoś niedrogiego, żeby dobić do darmowej wysyłki  ;) Żyworódka Gorvity ma bardzo dobre opinie online i spełniała wymagania cenowe. Zdecydowałam, że w najgorszym wypadku zużyję ją na włosy lub będę psikać nią nogi po depilacji -w obu rolach zresztą również się spełniła.

Skład
Analiza na CosDNA. Skład jest naprawdę krótki - tylko woda, ekstrakt z żyworódki, ekstrakt z aloesu, gliceryna i konserwant. Powiedziałabym, że jest rewelacyjny, gdyby użytym konserwantem nie był DMD  Hydantoin - substancja będąca donorem formaldehydu, tj. uwalniająca go w bardzo niewielkich ilościach. Naukowy konsensus jest taki, że substancja jest bezpieczna, jednak, podobnie, jak filtrów przenikających, powinny unikać jej dzieci i kobiety w ciąży. Ja wolałabym, żeby Gorvita sięgnęła po mniej kontrowersyjny konserwant - w końcu jest w czym wybierać.

Działanie
To jeden z tych kosmetyków, o których można by sądzić, że nic nie robią, dopóki nie przestanie się ich używać. Odstawiłam ją na jakiś czas, aby przetestować inny tonik i w trakcie testów zauważyłam, że cera nie jest już taka promienna i zdrowa, jak wcześniej. Żyworódka koi podrażnioną skórę, dzięki ekstraktowi z aloesu bardzo ładnie nawilża,  a dzięki wysokiej zawartości witaminy C także wspomaga gojenie niespodzianek, znikanie przebarwień i pięknie rozświetla cerę. Jak wspomniałam wyżej, dobrze nadaje się też do włosów pod olej, a także do spryskiwania podrażnionej skóry ciała. Nie używałabym jej tylko na otwarte rany czy oparzenia - raz, że kosmetyki nie do tego służą, a dwa, może nieco irracjonalnie obawiałabym się, że składnik, którego nie uważam za zbyt wspaniały dostanie się wówczas do krwiobiegu. Przy stosowaniu na skórę nie ma takiego ryzyka - większość rzeczy, które nakładamy na twarz nie ma szans przeniknąć poza naskórek.

Czy kupię ją ponownie? Przyznam, że pisząc tę recenzję zaczęłam się nad tym zastanawiać, choć i tak planowałam poszukać dla niej alternatywy w ramach stopniowej wymiany posiadanych kosmetyków na wegańskie i cruelty free. W sieci można znaleźć sok z żyworódki również innym firm, także taki czystości spożywczej - polecam rozejrzeć się i wypróbować, ponieważ sama żyworódka jest naprawdę godna uwagi.



by Wishtrend, 1% Teca Barrier Cream
Produkt przysłany do recenzji przez Wishtrend.com

Przyznam, że jest to produkt, który trochę mnie skonfundował. Zasugerowałam się nazwą i byłam przekonana, że jest to krem barierowy - podobny do tych aptecznych, które stosuje się na miejsce suche, łuszczące czy objęte egzemą, aby zapewnić im warstwę izolującą je od otoczenia. Bardzo się ucieszyłam na możliwość jego wypróbowana, od długiego czasu bowiem cierpiałam na powracające egzemy nad górną wargą, na które nic nie pomagało. Uprzejma pani dermatolog podczas płatnej wizyty zapytała tylko "A Alantan pani zna?" Otóż znam. I nie pomagał.

Skład
Analiza na CosDNA. Kiedy krem do mnie dotarł i zaczęłam się zastanawiać, jak go stosować odkryłam, że reklamowane na podstronie produktu (która w tym momencie już się pojawiła) działanie jest nieco inne, niż się spodziewałam. Krem bowiem zawiera przede wszystkim ekstrakt z cantella asiatica, wąkrotki azjatyckiej w formie madekasoidu i kwas azjatykowy, które co prawda łagodzą podrażnienia i wspomagają gojenie, ale przede wszystkim służą rozjaśnianiu przebarwień i mogą również pogrubiać skórę - cantella to główny składnik sławnej esencji Duna z 2sol. Krem nadaje się więc do zwiotczałej skóry (np. na zapadniętą dolinę łez) a także do cery trądzikowej i z przebarwieniami.

Działanie
Byłam trochę w kropce, ponieważ zobowiązałam się do rzetelnej oceny działania kremu, a raczej nie miewam problemów z aktywnym trądzikiem ani przebarwieniami a na to, że krem może okazać się świetnym kremem pod oczy wpadłam jakieś dwie minuty temu podczas pisania tej recenzji. Na pomoc przyszły jednak święta, podczas których trochę pofolgowałam sobie z jedzeniem, jakiego na co dzień nie jem *khem* pierogi ruskie *khem*, unikanie nabiału jest zaś jednym z głównych powodów, dla których nie mam już problemów z trądzikiem. Problemy wróciły w postaci trzech gniewnych gul, z gatunku tych, które kokoszą się na twarzy tygodniami, nie mając zamiaru ani dojrzeć, ani zniknąć. Udało mi się nie rozpaczać dzięki temu, że przynajmniej miałam na czym przetestować krem (a także dlatego, że akurat nie wybierałam się na Sylwestra do ludzi). Krem zadziałał dużo lepiej, niż sądziłam - po około tygodniu gule odpuściły i wchłonęły się. Kolejne dwa tygodnie kontynuowałam kurację, aby upewnić się, że nie wrócą i zobaczyć, jak krem zadziała na przebarwienia. Dwa z trzech znikły bez śladu, trzecie może jednak wymagać dłuższego czasu oraz połączonych mocy witamin C+E. Działanie gojąco-kojące preparatu jest jednak bardzo dobre. Nie planuję kolejnego zakupu ani dalszego stosowania, ponieważ krem po prostu adresowany jest do problemów, z którymi na co dzień się nie borykam, tym  jednak, którzy się borykają - polecam spróbować.



Rohto CareCera High Moisture Skin Balm
Podczas gdy Teca 1% Barrier Cream okazał się mieć inne przeznaczenie, niż to, na które liczyłam, balsam CareCera okazał się strzałem w dziesiątkę. Trafiłam na niego dzięki recenzji Ratzilli, po której wiedziałam, że muszę go wypróbować. Jest to tłusty, parafinowy balsam podobny w konsystencji do Super wazeliny z Hada Labo, czyli trochę bardziej tłusty i nieco mniej kleisty niż ten "oryginalny" z Vaseline.

Skład
Analiza na CosDNA. Głównym składnikiem jest ochronna wazelina, tym jednak, co odróżnia od niej ten balsam jest kompleks ceramidowy, składający się z kilku ceramidów z cholesterolem oraz fitosfingozyną, mamy więc pełen komplet potrzebny do działania.

Działanie
Balsam jest rewelacyjny. Od kiedy go używam, nie miałam problemów z egzemą nad ustami i to wystarcza, żebym chciała stosować do już zawsze. Problemy towarzyszyły mi od paru lat, od kiedy odstawiłam retinoid i nie pomagało NIC, włącznie z kremem sterydowym, którego absolutnie nie powinno się stosować w okolicy ust. Mój ukochany krem z Rosette też nie dawał rady -  w zasadzie nic nie mogłam tam nakładać, poza czystą wazeliną czy nieszczęsnym Alantanem, ponieważ wszystko piekło. Balsam stosuję na noc, czasem na zmianę z nieodżałowanym ślimakowym Lip Treatmentem z PureSmile (został wycofany, a robił najlepsze, najmiększe i najbardziej gładkie usta!) oraz rano, kiedy wychodzę z domu. Wielka metalowa pucha starczy mi na całe wieki, szczególnie przy tak niewielkiej powierzchni stosowania. Balsam nadaje się też jako krem na mróz, chociaż osobiście nie stosowałam go w ten sposób, ponieważ jest tłusty i nie nadaje się pod makijaż i przyklejają się do niego włosy. Gdyby nie alkohol cetylowy pod koniec składu, z którym niezbyt się lubię, jestem pewna, że byłby też świetną (choć brudzącą) maską całonocną. Jest to drugi bok maski z Klairs z wit. E produkt, który nominowałabym do Hitów roku 2017.

Same hity zaś już niebawem - jak tylko uda mi się posegregować Wasze odpowiedzi w ankiecie. Oczywiście nie zabraknie też moich własnych nominacji!

Jeśli zaś chciałybyście nabyć maskę z Klairs lub krem by Wishtrend, możecie to zrobić w sklepie producenta z 5% rabatem z kodem FEBFEB05:



You Might Also Like

0 komentarze