recenzje

Płatki pod oczy Pixi FortifEYE i DetoxifEYE - które wybrać?

13:52





W wiosennej edycji #skintreats Pixi obok masek w płachcie wypuściło też dwie wersje płatków pod oczy: FortifEYE i DetoxifEYE. Obie wersje liczą po 60 płatków zamkniętych w plastikowym słoiczku z dołączoną szpatułką - format popularny wśród koreańskich produktów. Jeśli komuś na sercu leży kwestia zmniejszenia ilości wytwarzanych śmieci, jest to zdecydowanie lepsza opcja niż płatki pakowane pojedynczo. Ja zdecydowanie lubię ją najbardziej. Minusem może być fakt, iż takie otwarte opakowanie należy zużyć w sensownym czasie - po paru miesiącach od otwarcia raczej nie chciałabym ich już używać. Mam przed sobą wyzwanie, ponieważ mam i używam obu wersji płatków ;) Poniżej postaram się je porównać. Które warto wybrać?

Jako pierwsze kupiłam płatki FortifEYE, ponieważ zdawały się mieć więcej składników aktywnych. Zerknijmy na skład:

Aqua/Water/Eau, Glycerin, Carrageenan, Cocos Nucifera (Coconut) Fruit Extract, Pinus Sylvestris Leaf Extract, Retinol, Hydrogenated Lecithin, Tocopheryl Acetate, Octapeptide-7, Sh-Decapeptide-7, Sh-Octapeptide-4, Sh-Oligopeptide-9, Sh-Pentapeptide-19, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Adenosine, Allantoin, Caffeine, Propanediol, Polyglyceryl-10 Laurate, Ceratonia Siliqua (Carob) Gum, Sucrose, Calcium Lactate, Calcium Chloride, Cellulose Gum, Potassium Chloride, Cyamopsis Tetragonoloba (Guar) Gum, Arginine, Hydrolyzed Extensin, Dipotassium Glycyrrhizate, Synthetic Fluorphlogopite, Maltodextrin, Sodium Hyaluronate, Ethylhexylglycerin, Titanium Dioxide, Chromium Oxide Greens, Polysorbate 20, Butylene Glycol, Pentylene Glycol, Ethyl Hexanediol, 1,2 Hexanediol, Chlorphenesin, Disodium EDTA.

Na różowo zaznaczyłam humektanty, czyli składniki nawadniające: popularną glicerynę, wyciąg z aloesu, sacharozę, maltodekstrynę oraz hialuronian sodu.

Na zielono: oleje i ekstrakty roślinne. Mamy więc ekstrakt z kokosa, z sosny zwyczajnej, olej rycynowy, rozjaśniający ekstrakt z lukrecji oraz hydrolizowaną ekstensynę, czyli roślinny kolagen. Mogłabym ją również zaznaczyć na różowo, ponieważ pełni rolę humektantu. Kolagen odzwierzęcy stosowany na powierzchni skóry po prostu nawilża, ma zbyt duże molekuły, by przeniknąć barierę skórną i nie ma powodu by sądzić, że roślinna wersja jest w tym względzie lepsza. Z pewnością jednak ani jedna, ani druga nie ma wpływu na produkcję kolagenu przez nasz organizm.

Pozostałe wyróżnione składniki to:

Retinol - znany, dobrze przebadany składnik przeciwzmarszczkowy.
Octan Tokoferylu
- niekomedogenna forma witaminy E, antyoksydant.
Peptydy: mamy ich pięć. Peptydy to relatywnie nowy trend w kosmetologii, mają wiele obiecujących badań, ale nie tak definitywnych, jak lepiej przebadane składniki w stylu retinolu, niacynamidu czy wit. C. Peptydy to fragmenty białek, które mogą regulować produkcję kolagenu i elastyny w skórze. Więcej o peptydach.
Adenozyna: działa przeciwzmarszczkowo.
Alantoina: działa łagodząco.
Kofeina: zmniejsza opuchliznę i sińce.
Arginina: aminokwas.

Jak widać, płatki FortifEYE obok działania nawilżającego mają sporo składników przeciwzmarszczkowych i antyoksydanty, dzięki kofeinie mogą zmniejszać cienie pod oczami.

Przyjrzyjmy się zatem płatkom DetoxifEYE:

Aqua/Water/Eau, Glycerin, Carrageenan, Cocos Nucifera (Coconut) Fruit Extract, Pinus Sylvestris Leaf Extract, Caffeine, Gold (CI 77480), Cucumis Sativus (Cucumber) Fruit Extract, Rubus Idaeus (Raspberry) Fruit Extract, Rubus Coreanus Fruit Extract, Vaccinium Angustifolium (Blueberry) Fruit Extract, Ribes Nigrum (Black Currant) Leaf Extract, Euterpe Oleracea Fruit Extract, Camellia Sinensis Leaf Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Camellia Japonica Flower Extract, Arnica Montana Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Sodium Hyaluronate, Ethylhexylglycerin, Cellulose Gum, Cyamopsis Tetragonoloba (Guar) Gum, Allantoin, Calcium Chloride, Propanediol, Polyglyceryl-10 Laurate, Niacinamide, Calcium Lactate, Potassium Chloride, Ceratonia Siliqua (Carob) Gum, Maltodextrin, Sucrose, Mica, Dipotassium Glycyrrhizate, Tin Oxide, CI 77491, Titanium Dioxide, Arginine, Butylene Glycol, Pentylene Glycol, Ethyl Hexanediol, 1,2-Hexanediol, Chlorphenesin, Disodium EDTA.

Przede wszystkim zwraca uwagę bogactwo ekstraktów roślinnych. Oprócz obecnych również w FortifEYE kokosa, sosny zwyczajnej i rozjaśniającego ekstraktu z lukrecji (oraz oleju rycynowego) mamy też odświeżający ogórek, oraz pełne antyoksydantów ekstrakty z owoców jagodowych: maliny, jeżyny koreańskiej, borówek amerykańskich (odmiana lowbush), bogatych w witaminę C czarnej porzeczki i jagód acai. Dalej również antyoksydacyjna, wymiatająca wolne rodniki zielona herbata, zmniejszająca opuchliznę arnika górska, łagodzący rumianek i zmniejszający stres oksydacyjny ekstrakt z kamelii japońskiej.

Mamy też te same humektanty: glicerynę, aloes, hialuronian sodu, maltodekstrynę i sacharozę

Z innych ciekawych składników:
kofeina - wyżej w składzie niż w drugim płatkach, niweluje obrzęk i cienie pod oczami;
złoto - działa antyoksydacyjnie i przeciwzapalnie;
alantoina - łagodzi podrażnienia;
niacynamid - rozjaśnia, działa przeciwzmarszczkowo, pogrubia cienką skórę i wspiera barierę hydrolipidową;
arginina - aminokwas.




Nazwa DetoxifEYE trochę mnie na początku odstraszyła (nie wierzę w detoksy, zwłaszcza te, które ma zapewnić położenie czegoś na powierzchni skóry) i nie przyglądałam się tym płatkom zbyt wnikliwie, od razu zdecydowałam się na FortfiEYE, które już na pierwszy rzut oka wyglądają dobrze (retinol, peptydy). DetoxifEYE są jednak bardzo ciekawą pozycją dla osób żyjących w dużych miastach i zmagających się ze stresem środowiskowym, zawierają bowiem bardzo szeroki wachlarz antyoksydantów, który wspomoże delikatną skórę pod oczami w walce z takimi problemami. Do tego wyższa zawartość kofeiny, niacynamid, lukrecja i arnika walczyć będą z cieniami i opuchniętymi oczami.

Podsumowując: które płatki wybrać?

Dla osób, które zmagają się już z pierwszymi zmarszczkami i wiotką skórą pod oczami: FortifEYE.

Dla tych, których problemem są cienie lub które nie mają jeszcze zmarszczek, ale chciałyby im zapobiegać: DetoxifEYE.

Dodatkowo, jeśli chcecie używać płatków rano, np. by ukryć niewystarczającą ilość snu, w tej roli lepiej sprawdzą się płatki DetoxifEYE. Ja oba pojemniki trzymam w lodówce, ponieważ aplikacja zimnych płatków jest bardzo przyjemna. Tu dodatkowo wspierać będzie działanie przeciwobrzękowe.

Dla osób, które nie używają sumiennie filtrów przeciwsłonecznych, są w ciąży, karmią piersią, używają leków z retinoidami lub z innych powodów unikają pochodnych witaminy A, DetoxifEYE również będą właściwym wyborem ze względu na zawartość retinolu w płatkach FortifEYE.

Płatki FortifEYE mają jednak szansę przynieść wyraźniejsze efekty zą względu na użycie mocniejszych substancji czynnych, których działanie może wykraczać poza czysto prewencyjne.

Jedne i drugie są podobnie nawilżające, mają tę samą żelową konsystencję i lekką tendencję do zsuwania się (esencji jest sporo). Wytrzymują bardzo długo: ja trzymam je ok. pół godziny, ale aż żal je ściągać, ponieważ dalej są mocno nasączone.

Mam nadzieję, że jeśli zastanawiałyście się, którą wersję wybrać, trochę rozwiałam Wasze wątpliwości.

Płatki można dostać w oficjalnym sklepie Pixi (FortifyEYE i DetoxifEYE), na Lookfantastic (FortifEYE i DetoxifEYE) i Zalando (FortifEYE i DetoxifEYE), gdzie do 15 maja kupicie je 20% taniej z kodem 20BEAUTY :)

Planujecie zakup płatków od Pixi? Macie inne ulubione? A może preferujecie inny sposób dbania o skórę pod oczami? Dajcie też znać, czy podoba Wam się takie porównanie dwóch podobnych produktów, ponieważ mam zaplanowane kilka kolejnych ;)

Podstawowa pielęgnacja

Koreańska pielęgnacja nietestowana na zwierzętach - Oczyszczanie

10:06



Po poście na temat testów na zwierzętach dostałam trochę wiadomości z pytaniami, czego teraz używam i prośbami, aby podzielić się swoimi "perełkami" cruelty-free, które sprawdzą się w azjatyckiej pielęgnacji. Postanowiłam więc przedstawić trochę propozycji. W żadnym wypadku nie są to wszystkie dostępne kosmetyki, a raczej te, które sama miałam okazję przetestować lub wyglądają obiecująco. W tym odcinku: oczyszczanie, czyli olejki i inne produkty myjące.

Oczyszczanie dwuetapowe

Dwuetapowe oczyszczanie to podstawa pielęgnacji w duchu azjatyckim. Zwykło się przyjmować, że do takiego oczyszczania wykorzystuje się olejki myjący i drugi produkt na bazie wody. Przy olejkach z emulgatorem drugi krok nie jest tak naprawdę potrzebny, ponieważ produkt powinien dać się spłukać bez śladu. Sama jednak wieczorem również lubię jeszcze użyć pianki. Rano używam samej pianki. Wiele osób twierdzi, że rano wystarcza im sama woda, jednak przy tłustej cerze i bardziej emolientowych produktach może się to nie sprawdzić (u mnie się nie sprawdza). Moja kranówka ma też dość wysokie pH, więc kwaśny myjek (bo tylko takich używam) trochę pomaga.

Zamiast olejku myjącego można użyć mleczka lub płynu micelarnego - to tak naprawdę kwestia preferencji. Moim zdaniem nic nie zmywa makijażu i filtrów tak dobrze, jak zemulgowany olej, ale zwłaszcza, jeśli oczyszczanie wodą to dla cery za dużo (cera odwodniona, atopowa, z egzemą, alergiczna, z trądzikiem różowatym) mleczko lub micel mogą się lepiej sprawdzić. W tym poście jednak się nie pojawiają, zwyczajnie dlatego, że nie używam tego typu produktów, a nie chciałabym polecać Wam rzeczy przypadkowych. Ciekawie wyglądające mleczko ma np. Naturativ, można też znaleźć takie produkty wśród marek własnych Rossmanna, uważałabym jednak na hojną dolewkę alkoholu, która pojawia się w sporej części z nich.

Tu jeszcze mały disclaimer: "olejkami" zwykło się nazywać olejki eteryczne, podczas gdy oleje roślinne to "oleje". Z jakiegoś jednak względu olejki myjące/hydrofilowe zwyczajowo nazywane są "olejkami", również w nazwach produktów, dlatego i u mnie pojawia się takie nazewnictwo.

Olejki myjące z emulgatorem - poniżej 10 zł

W tej kategorii cenowej polecam opcję DIY, czyli dowolny olej spożywczy (np. z pestek winogron) + emulgator, np. SLP ze Zrób Sobie Krem. Emulgator dodajmy w ilości 1 część emulgatora za 9 części olejów, więc robiąc stumililitrowe porcje olejku myjącego 60g wystarczy na 6 porcji gotowego produktu. Oczywiście stosując drugi krok oczyszczania można po prostu emulgować makijaż olejkiem solo, ale nie jest to moja preferowana metoda.


Olejki myjące z emulgatorem - do 50 zł

Biochemia Urody, różne rodzaje (Biochemia Urody) - bardzo popularne olejki z emulgatorem, w dobrej cenie. Olejku pomarańczowego używałam jeszcze na początku studiów, lata przed tym, jak usłyszałam o koreańskiej pielęgnacji (jakieś 10 lat temu - ups). Po przejściu fazy "chcę mieć wszystko azjatyckie" wróciłam skruszona do olejków z BU, ponieważ są tanie, dobre, nie trzeba na nie długo czekać - i są cf. Moi faworyci to zielona herbata i obecnie używana cantella, ponieważ nie zawierają tokoferolu, z którym mi nie po drodze ;)

GoCranberry, Olejek do demakijażu
 (CosDNA | Triny) - olejek ma bardzo dobre opinie i jest na mojej liście do przetestowania. Plus za pompkę, plus za krótki skład z niekomedogenną formą witaminy E, minus za dodany zapach.

 Miya, MySuperSkin, Lekki olejek do demakijażu i oczyszczania twarzy, oczu, ust (CosDNA | Miya) - olejek ma dość mieszane opinie, część osób twierdzi, że dobrze nawilża, innym nie podoba się, że zostawia warstwę. Niewątpliwym plusem jest wygodna pompka - kosmetyki z pompką mają u mnie zawsze dodatkowe punkty.

Moja Farma Urody, różne rodzaje (Moja Farma Urody) - firma, która na pewno jeszcze się pojawi, ponieważ mają bardzo ciekawe produkty, wytwarzane z roślin hodowanych we własnym gospodarstwie na Podlasiu, oraz dość... specyficzny sposób komunikacji, którego nie jestem fanką ("pożywienie dla skóry" - takie klimaty). Waszej uwadze polecam zwłaszcza olejek "zielony koktajl" (w momencie pisania posta jest to jedyny dostępny oleje.

Polny Warkocz, Oczyszczający koncentrat z olejem lnianym (CosDNA | Polny Warkocz)  - prosty i naturalny skład. Dodatkowy plus za pompkę :)

Senkara, Sweet Dreams (CosDNASenkara) - tutaj mamy mieszankę arbuza z brzoskwinią, olejem konopnym i popularnym w OCM olejem rycynowym. Do tego cytrusowe olejki eteryczne, za co mały minus.

Silk Nautrals, Apricot Cleansing Oil (Silk Naturals) - prościej się nie da :) Olej z pestek moreli, olej z pestek winogoron, emulgator. Silk Naturals to kosmetyki nurtu DIY, bliskie formulacjom znanym z mazideł czy BU - krótkie, proste, i efektywne składy typu "no-nonsense". Nie znajdziemy tu ślicznych opakowań, ale nie znajdziemy też zbędnych wypełniaczy. Znajdziemy za to maksimum składników aktywnych w bardzo przystępnych cenach.


Olejki myjące z emulgatorem - powyżej 50 zł

Creamy, Olejek myjący Moringa for you (Creamy) - olejki w nieco wyższej cenie, ale i adekwatnie opakowane, zawierające olej moringa, marula lub andiroba. Flagowe oleje występują na pierwszym miejscu w składzie, więc można oczekiwać, że jest ich co najmniej połowa. Warto jednak pamiętać, że olej myjący spędza niewiele czasu na twarzy - najlepiej zmyć go jak najszybciej, nie wmasowując w skórę rozpuszczonych kosmetyków i zanieczyszczeń ;) Fikuśne oleje lepiej nakładać już bez zmywania, jeśli jednak ktoś ma ochotę na odrobinę luksusu również podczas mycia - Creamy będą odpowiednie. Podczas Ekotyków dowiedziałam się, że firma wycofuje się z olejków innych, niż moringa, więc jeśli macie ochotę na marulę lub andirobę, to może być ostatni dzwonek.

Fourth Ray Beauty BFD Cleansing Oil (CosDNA | Fourth Ray Beauty) - olejek myjący w przyzwoitej cenie 100% wegańskiej marki. Kosmetyki Fourth Ray Beauty można dostać także na głównej stronie Colourpop,  więc jeśli będziecie szukać czegoś, by dobić do darmowej wysyłki, to jest jedna z opcji ;)

Lush Botanicals Olejek hydrofilowy Goodbye Dirt (CosDNA | Lush Botanicals) Mieszanka wielu olejów i ekstraktów roślinnych. Niestety, podczas mycia skóra nie będzie w stanie skorzystać w pełni z ich dobrodziejstwa, ale niewątpliwie czynią ten produkt luksusowym. Mały minus za obecność cytrusowych olejków eterycznych, które mogą uwrażliwiać cerę na słońce. Na szczęście produkt nie zostaje na skórze, więc nie powinny powodować problemów.

Pixi Double Cleanse by Caroline Hirons (Pixi) - to myjek 2w1, zgrabne pudełeczko mieści balsam myjący + krem do drugiego oczyszczania.

Tatcha, Pure One Step Camellia Cleansing Oil (CosDNA | Tatcha) Płacimy głównie za przyjemność stosowania. W składzie olej z ryżu, kameliowy (tsubaki), odmładzający ekstrakt z alg i zielonej herbaty. Herbata i algi wraz z ryżem tworzą kompleks nazwany przez markę Hadasei-3, stanowiący japoński sekret pięknej skóry. Nie da się ukryć, że to marketing bardzo pobudzający wyobraźnię ;) Na minus alkohol i parfum - z pewnością piękny, choć niepotrzebny.

Olejki myjące bez emulgatora - do 50 zł

Nacomi, dwa rodzaje: dla cery mieszanej oraz suchej i normalnej (Nacomi)  - popularny mieszanka olejów do oczyszczania ściereczką (w ofercie firmy). Można go łatwo przerobić na olejek hydrofilowy z pomocą emulgatora. Dotyczy to zresztą wszystkich olejków w tej kategorii.

Natu handmade, Olejek do Demakijażu Mandarynkowe Oczyszczenie (Natu Handmade) - standardowy skład OCM, olej słonecznikowy, jojoba i rycynowy z dodatkiem konserwującej wit. E i mandarynkowym olejkiem eterycznym.

Olejki myjące bez emulgatora - powyżej 50 zł

Clochee, Wygładzający Olejek do Demakijażu (Clochee) - mieszanka oleju ze słodkich migdałów i oleju sezamowego. Metalowa buteleczka z pewnością pięknie się prezentuje w łazience, mamy też wygodną pompkę. W tym momencie zdążyłyście już pewnie zauważyć, że nie jestem fanką przepłacania za produkty do mycia, zwłaszcza, jeśli jest to po prostu mieszanka olejów bez emulgatora ;) Produkt zdobył jednak tytuł kosmetyku roku Elle 2015, więc musi być co najmniej przyjemny w stosowaniu.

Czarszka, różne rodzaje (Czarszka) - to zestawienie nie byłoby kompletne bez balsamów myjących Czarszki. Można wybierać spośród kilku mieszanek olejowych, dopasowanych do typu cery. Wszystkim mieszankom konsystencję nadaje odżywcze masło shea stanowiące bazę balsamów. Dla mnie skreśla je brak emulgatora, ale gdybym stosowała OCM, to byłby mój typ.

Myjki na bazie wody

Produktów w tej kategorii jest masa. Wymieniłam jednak te, co do których wiem, że mają pH w okolicy 5.5. Myjki z wyższym pH mogą uszkadzać barierę hydrolipidową, co prowadzi nie tylko do problemów z odpowiednim nawodnieniem cery, ale może się też wiązać ze zwiększonym przetłuszczaniem czy nasileniem trądziku - skóra, której kwaśny płaszcz jest uszkodzony, gorzej radzi sobie z atakami bakterii. Dlatego jestem zdecydowaną zwolenniczką delikatnego oczyszczania przy każdym rodzaju cery - w zestawieniu nie znajdziecie ani jednego żelu z serii "wypal swój trądzik ogniem z piekła". Kwasy warto stosować w innym kroku pielęgnacji, natomiast alkohol - aplikować doustnie na specjalnie okazje ;)

Myjki na bazie wody - poniżej 10 zł

Isana, Mydło w piance Cream Peach (CosDNA | Rossmann) jak już pozbieracie szczękę po szoku, że polecam tu mydło ;) wiedzcie, że pomimo nazwy jest to łagodny produkt oparty na syntetycznych detergentach o pH 6. Dla mnie to nieco więcej niż bym chciała, ale jeśli z dowolnych względów wybieracie produkty w tym przedziale cenowym - są opcje.

Facelle, Intim Sensitive (CosDNA | Rossmann) - jeśli wolicie jednak produkt z niższym pH, ten żel z Facelle ma je na poziomie 4.2  Jest to świetna opcja wyjazdowo-kempingowa z serii "umyję tym wszystko". W kręgach włosomaniackich uchodzi za bardzo dobry szampon.

Myjki na bazie wody - do 50 zł

Bioetiq, Pianka do mycia z aloesem (CosDNA | Naturalna Drogeria) - delikatna pianka z ekstraktem z aloesu i prostym, krótkim składem.

Silk Naturals, Kiss Foaming Cleanser (CosDNA | Silk Naturals) - wyżej trochę się rozpisałam o marce, zgodnie z jej filozofią, jest to prosty myjek, który robi, co trzeba.

Tołpa, Green Naczynka, Pianka micelarna do mycia twarzy i oczu (CosDNA | Tołpa) - mój obecny myjek, zużywam czwarte lub piąte opakowanie. Nie jest specjalne wydajna ;) Wystarcza na około miesiąc stosowania. Jest delikatna, nie ściąga i nie wysusza. Jest to pianka typu self-foaming, z dozownikiem spieniającym, które wyjątkowo lubię.

Tołpa, Green Naczynka, Wzmacniający żel do mycia twarzy (CosDNA | Tołpa) - żel z tej samej serii, który stosowałam przed pianką. Dostałam go w spadku od mamy, której nie posłużył, u mnie sprawdzał się bardzo dobrze. Żele z serii Dermo Face - Physio i Rosacal - są dość podobne, to w zasadzie głównie kwestia preferencji zapachowych, ponieważ - jak wszystkie produkty Tołpy - żele te są perfumowane.

Momme, Odżywcza śmietanka do kąpieli (CosDNA | Momme) - produkt do kąpieli, który spokojnie nada się do mycia wrażliwej skóry twarzy dzięki kremowej, lipidowej formule.

Nature Story, Milky Foam Wash Gel Delikatna Bawełna (CosDNA | Lidl, stacjonarnie) - łatwo dostępny, kremowy żel-mleczko o przyzwoitym pH 6.

Veoli, Mleczna emulsja myjąca do twarzy (CosDNAVeoli Botanica) Mam słabość do kremowych emulsji do mycia, choć niekoniecznie są wskazane przy moim typie cery ;) Ta emulsja wygląda bardzo ciekawie, nie podobają mi się tylko konserwanty MIT i MCI, które UE dopuszcza w kosmetykach zmywalnych - i z takim mamy tutaj do czynienia.


Myjki na bazie wody - powyżej 50 zł

Alkemie, Foa-m My God! (CosDNA | Alkemie) - pianka przeznaczona do wrażliwej cery, ma pH nieco bliżej 6 i zawiera sporo ekstraktów roślinnych, w tym rozjaśniającą lukrecję. Perfumowana.

Iossi Piana Ryżowa, Nawilżająca, delikatna pianka do mycia twarzy (CosDNA | iossi) - ma fizjologiczne pH w okolicy 5.5, a sama pianka jest bardzo przyjemna, gęsta i konkretna. Nie zostałyśmy razem na dłużej, bo jednak przeszkadzał mi zapach olejków eterycznych.

Jan Barba, Gel myjący do twarzy (CosDNA | Jan Barba) - produkt w 100% naturalny, jeśli to dla kogoś ważne. Bazę myjącą stanowi ekstrakt z orzechów piorących. Towarzyszą mu witamina C i prowitamina B5 oraz cała masa ekstraktów. Ze względu na ekstrakty oraz cytrusowy olejek eteryczny byłabym ostrożna w przypadku cery wrażliwej, atopowej i u alergików, naturalność składu robi jednak wrażenie.

Krave Beauty Matcha Hemp Hydrating Cleanser (CosDNA | Krave Beauty) - marka skupia się na tworzeniu produktów bezpiecznych dla bariery hydrolipidowej skóry - filozofia, która jest mi osobiście bardzo bliska. Myjek zawiera 40% herbaty matcha i olej konopny, nie zawiera za to żadnych substancji zapachowych ani olejków eterycznych. Brzmi super i udało im się mnie skusić, mimo, iż uważam, że myjek powinien myć i tyle i warto wybierać najtańszą skuteczną opcję ;)

To tyle! Jeśli używacie i lubicie produkt, którego nie ma na mojej liście, dajcie znać! :) W kolejnym poście skupię się na tzw. "produktach aktywnych", czyli kosmetykach z kwasami, witaminą C i retinolem.

cruelty free

Ulubieńcy 2018

13:29

Lepiej późno niż wcale ;) Przedstawiam moje ulubione kosmetyki 2018, nietestowane na zwierzętach.
Linki afiliacyjne oznaczone są gwiazdką (*).
Post sponsorują: s jak sukulent i różowy sweterek.

Pielęgnacja twarzy


Biochemia Urody, Olejek myjący z ekstraktem z wąkrotki
(Biochemia Urody)
Ok, zaczynam niewielkim oszustwem, bo olejów myjących z BU używam od lat ;) Do tej pory ulubioną wersja była ta z zieloną herbatą, ale cantella jest nawet lepsza.

Biochemia Urody, Booster miedziowy 2xCU6 (Biochemia Urody)
Serum przeciwzmarszczkowe z peptydami miedziowymi. W konsystencji i kolorze podobne do niebieskiego serum z Klairs, ze składników: do Copper Amino Isolate z NIOD. Bardzo się cieszę, że jest serum wygodne w użyciu jak woda, które ma szansę stanowić realną prewencję przeciwstarzeniową, a jednocześnie nie wywołuje skutków ubocznych.

Biochemia Urody, Olej Tsubaki (Biochemia Urody)
Wspaniały olej! Stosuję go pod oczy i na włosy. W niczym nie ustępuje olejom kameliowym firm azjatyckich, a przy tym mam pewność, że nie ucierpiał w długotrwałym transporcie od mrozu czy słońca.


Tołpa, Green Naczynka, Pianka micelarna do mycia twarzy i oczu (CosDNA | Tołpa)
Uwielbiam pianki typu self-foaming i bardzo chciałam używać właśnie takiej. Ta z Tołpy jest bardzo delikatna, nie ściąga skóry, nie pachnie mocno. pH to oczywiście 5.5 :) Pierwszą kupiłam w Biedronce za mniej, niż 10 zł, kolejne zamawiałam z Internetu, ale dostępność dalej uważam za bardzo dobrą.


Tołpa, Tonik-serum 2w1 (CosDNA | Tołpa)
Długo szukałam nietestowanego toniku nawadniającego, który nie ustępowałby azjatyckim. W “kręgach cf” bardzo popularne są kosmetyki naturalne i stosowanie hydrolatu w miejsce toniku, jednak żaden hydrolat nie daje wystarczającego, długotrwałego nawodnienia. Ten tonik-serum sprawdza się bardzo dobrze i nadaje się do metody 7 skin (u mnie to raczej 3 skin, bo nie nakładam więcej, niż trzy warstwy ;)). Jedynym minusem jest dość mocny zapach - trochę męski, detergentowy. Już się przyzwyczaiłam, ale wolałabym wersję bezzapachową.


Alkemie, Nature is Better Than Botox (CosDNA | Alkemie)
Alkemie to polska marka naturalnych kosmetyków, która ma bardzo ładne opakowania, przez co koniecznie chciałam coś od nich mieć. Większość produktów zawiera przynajmniej jeden składnik, z którym się nie lubię, więc padło na krem pod oczy. I tak ów krem został przypadkowym bohaterem, ponieważ okazało się, że świetnie radzi sobie z cieniami pod oczami, które uważałam za permanentne i nie do pokonania.


Chic Chiq, maseczki (Chic Chiq)
Miałam przyjemność testować wersje: de la Mer, Chocolat, La Noce i a la Rose. Nie miałam jakichś wielkich oczekiwań, ale bardzo mnie zaskoczyły. Ulubione to de la Mer i La Noce, obie wyrównują koloryt i nawilżają, ale de la Mer dodatkowo sprawia, że twarz wygląda na wyjątkowo promienną jeszcze następnego dnia po użyciu. Sięgam po nie chętniej, niż maski w płachcie, których nadal mam spory zapas.

Używam ich z wykorzystaniem płachtowych masek w tabletce, widocznych powyżej (no name, 10 lat temu kupiłam za 5 zł na Allegro paczkę stu pięćdziesięciu). Dzięki nim maseczka nie tylko nie zasycha na twarzy, ale również można ściągnąć ją jednym ruchem i nie trzeba zeskrobywać zaschniętej. Jeśli coś gdzieś jednak przyrośnie, używam gąbeczki do zmywania masek MaskRemover z EcoTools (iHerb*). Nie są to specjalnie miłe gąbeczki, ale świetnie radzą sobie z maseczkami, o których nam się zapomniało ;)


Nacomi, aktywator do masek glinkowych i algowych (CosDNA | Ceneo)
Jest to na pewno rzecz, która nie jest niezbędna, ale naprawdę fajnie ją mieć. Rozrabiam z nim maski z Chic Chiq oraz białą glinkę. Dzięki niemu dłużej są mokre i zyskują dodatkowe właściwości pielęgnacyjne. Zdecydowanie lepszy wybór, niż woda z kranu ;)


Moja Farma Urody, Zielony Koktajl (Moja Farma Urody)
Maska zawiera tylko to, co wymienione jest na opakowaniu, czyli miód, sok z jarmużu i sok z pokrzywy. Siłą rzeczy - jest niewegańska. Wszystkie składniki pochodzą z Podlasia, przez co zdecydowałam się na kosmetyk z miodem. Jeśli nie znam jego pochodzenia, raczej go unikam, ze względu na praktyki związane z produkcją miodu w Chinach (jak palenie uli po sezonie). Maska jest rewelacyjna - odżywia, nawilża, rozjaśnia. Pachnie tak sobie ze względu na jarmuż, ale za to, w przeciwieństwie do maski miodowej z I’m From czy balsamu do ciała Miodowe Gofry z Nacomi, smakuje całkiem dobrze i nie ma też strachu, jeśli dorwie się do niej maluch i wsunie całe pudełko. Oczywiście nie namawiam do jedzenia jej i wcale nie próbowałam tego robić, przekazuję tylko, co usłyszałam od koleżanki ;)



Manufaktura Natura, Scrub do ust “Mandarynka”
(CosDNAManufaktura Natura)
Bardzo fajny, naturalny peeling cukrowy o pięknym zapachu. W tym wypadku nie mam wyrzutów sumienia zjadając kosmetyk na koniec kuracji ;) Jest moim zdaniem dużo lepszy, niż scrub w pomadce z E.L.F.a czy Sylveco (Sylveco nie ma aktualnej deklaracji odnośnie bycia cf), zawiera też natłuszczające i odżywcze masło shea oraz oleje: kokosowy, słonecznikowy i jojoba. Forma - pasta w słoiczku - pozwala na dużo miększą konsystencję i przyjemniejsze stosowanie, niz scruby w sztyfcie. Scrub nie jest wegański (zawiera wosk pszczeli).

Pielęgnacja ciała i włosów


Momme, Odżywcza śmietanka do kąpieli (Momme)
To jest mój HIT nr 1. Po zużyciu tuby 150 ml nabyłam 500 ml butlę z pompką, którą możecie podziwiać na zdjęciu. Zimą zawsze męczę się ze skórą tak suchą, że przypomina skorupę żółwia (uroki AZS). Jednocześnie naprawdę nie lubię balsamów do ciała i tego, jak wolno się wchłaniają. Ta lipidowa śmietanka to 2w1, dzięki któremu nie muszę nakładać balsamu i pierwszy raz w życiu nie męczę się zimą. Nadaje się zarówno pod prysznic, jak i do kąpieli. Przeszkadzać może w niej “bezzapachowy zapach”, nie jest zbyt super, ale mnie zależy przede wszystkim na działaniu.


Nacomi Coffee Scrub (Hebe)
Jestem wielką fanką peelingów kawowych, mimo bałaganu, jakiego potrafią narobić. Obecnie kończę wersję z kokosem i zaczynam tę czekoladowo-pomarańczową. Na zdjęciu udało mi się przysłonić część opakowania, która sprawia, że kosmetyk wygląda, jakby przybył do nas z roku 1993 ;) Szata graficzna serii Fit Lovers jest moim zdaniem naprawdę okropna, ale działaniu nie mam nic do zarzucenia. Na szczęście tym razem jakoś powstrzymałam się od zjedzenia kosmetyku, więc mogę tylko powiedzieć, że pachnie bardzo ładnie ;) Zwykle używam peelingów kawowych z żelem pod prysznic, bo lepiej trzymają się skóry, ten peeling nie odpada od ciała również bez pomocy żelu.


Tołpa, Dermo hair, Nawilżający szampon kojący podrażnienia
(CosDNATołpa)
Obecnie mój ulubiony szampon. Wcześniej stosowałam szampon do wrażliwej skóry głowy z Ecolabu i ten mu nie ustępuje. Wolę go od wszelkich Petali i również od Yope, których mam całą kolekcję, ale jednak częściej sięgam po ten szampon. Nie wysusza i nie podrażnia skóry głowy, nie przetłuszcza, nie oblepia włosów, nie puszy, nie wywołuje łupieżu ani przyklapu. Włosy są świeże przez około 3 dni. Moje oczekiwania względem wszelkiej maści myjków zwykle obejmują rzeczy, których myjek nie powinien robić ;) Poza tym chcę jeszcze tylko, aby mył. I ten to robi.


Giovanni, Frizz Be Gone, Super Smoothing Anti-Frizz Hair Serum (CosDNA | iHerb*)
Jeśli nie wygniatam fal, potrzebuję serum dyscyplinującego, które utrzyma fryzurę w jakim-takim ładzie. Przez lata używałam olejku Mythic z L’Oreala, jednak kiedy zaczęło mi zależeć na tym, by moje kosmetyki były nietestowane, znalazł się on na czele listy produktów do wymiany. Po przetestowaniu wielu tańszych i droższych opcji, od Isany po Paula Mitchella, w TK Maxx trafiłam na to serum i zakochałam się w nim od pierwszego użycia. Daje piękną taflę włosów, nie oblepia i nie przetłuszcza. Włosy są gładkie i sypkie, nie czuć, że jest w nich produkt do stylizacji. Uwielbiam, kiedy nowy kosmetyk cf bije na głowę wieloletniego ulubieńca :)


Giovanni, 2chic, Ultra-Moist, Deep Deep Moisture Hair Mask, Avocado & Olive Oil (CosDNA | iHerb*) Giovanni w swoim  nazewnictwie nie ustępuje firmom jak Missha (kto pamięta sławną Long Name Ampoule?), co nie przeszkadza im w tworzeniu świetnych produktów. Ta maska solo po dwóch minutach wczesywania może zastąpić porządną sesję włosingu i bije u mnie pod tym względem fioletową odżywkę z Yope.



Bardzo starałam się maksymalnie ja odwłosić, ale wyszło jak wyszło, za co przepraszam.

WetBrush
(WetBrush)
Skoro o wczesywaniu mowa, zwykle czeszę włosy tylko podczas mycia, wczesując odżywkę i ta szczotka idealnie się do tego nadaje. Nie ciągnie i nie puszy włosów również na sucho, co robi np. TangleTeezer. Łatwo się ją czyści. Wersja złota jest bardzo super, ale występuje również w stonowanych wersjach kolorystycznych ;)

Makijaż


Ben Nye, Luxury Powder (CosDNA | Mokotowska 58)
Mam ten puder w odcieniu Cameo, który jest dość chłodny, ale idealnie równoważy mój podkład, który jest odrobinę za ciepły. Występuje jednak w kilku innych odcieniach i wersji transparentnej. Sądziłam, że już nic nie zastąpi pudru No Sebum z Innisfree. Przetestowałam naprawdę dziesiątki polecanych pudrów, głównie tych z niższej półki, jak Ecocera, Catrice, Essence, Miyo czy My Secret, ale i nieco droższych minerałów, jak Lily Lolo czy Meow. Wszystkie były pudrowe, suche w wykończeniu, mocno matujące. Na nosie pojawiały się suche skórki, a skóra po paru godzinach i tak tłuściła się w najlepsze. Bez większych nadziei zamówiłam próbkę sławnego Ben Nye’a, który Kim Kardashian używa w kolorze Banana i który w ostatnich latach zdążył już zrobić rundkę wokół internetów i… Jest idealny! Nie tylko dorównuje Innisfree, on jest wręcz lepszy! Bardzo drobno zmielony, bez efektu ciasta, daje efekt blur pod oczami i wytrzymuje mniej więcej tyle samo czasu, co No Sebum. Czuć, że jest to inna półka cenowa i inna jakość. Nie szukam innego :)


Nabla, Pomada do brwi (Sephora)
Całe lata używałam zestawu cieni do brwi z Catrice, więc nie jestem w stanie porównać jej do innych pomad, bo ich po prostu nie miałam, ale jestem pod wrażeniem pracy z tą pomadą w porównaniu z cieniami. W kilka sekund jestem w stanie wyczarować brwi rodem z Instagrama, albo uzyskać bardziej naturalny, codzienny efekt trochę mocniej ją rozcierając. Mam kolor Neptune.


GlamBox, edycja VI “Goła” (GlamBox)
Jedna paleta w neutralnych beżach i brązach to w zasadzie wszystko, co jest mi potrzebne do makijażu oczu (jestem straszną nudziarą). Ta polska paletka od Hani Knopińskiej zawiera zarówno ciemniejsze matowe brązy jak i szampański cień rozświetlający, co jest dla mnie zestawem minimum, jakiego oczekuję od palety ;) “Nudysta” to miłość, “robi” cały mejkap (zwłaszcza, kiedy ma się opadające powieki i 1 mm widocznego miejsca na cienie ;)).


Pacifica, Aquarian Gaze, Water Resistant Long Lash Mineral Mascara (CosDNA | iHerb*)
Na zdjęciu widzicie dwa, ale to już mój czwarty taki tusz. Nazwałabym go codziennym - nie daje nie wiadomo jak spektakularnego efektu, ale też nie skleja rzęs, nie zostają na nich kawałki tuszu i nie daje efektu “pajęczych nóżek”. Trzy egzemplarze były świetne, jeden (mój drugi) był bardziej suchy i trochę się sypał. Mam nadzieję, że to wyjątkowa wpadka i wszystkie kolejne będą równie dobre, jak posiadane przeze mnie trzy :) Kolor czarny nosi nazwę Abyss.

I to by było na tyle! Jakie są Wasze odkrycia ubiegłego roku? :)

cruelty free

Które koreańskie marki nie testują na zwierzętach? Moje doświadczenia z kosmetykami cruelty-free

11:34

Photo by Gustavo Zambelli on Unsplash

Od ostatniej notki w maju minęło pół roku. Dla tych kilku osób, które zastanawiały się, co się działo w tym czasie, już spieszę z wyjaśnieniem. Uwaga - post jest długi (nie, żebym dotąd isała krótkie). Sponsorują go małe, puszyste zwierzątka.

Mniej więcej od początku roku konsekwentnie zmieniam kosmetyki na takie, co do których mam maksymalną pewność, że nie mają powiązań z testami na zwierzętach, tj. nie były testowane na zwierzętach na żadnym z etapów produkcji - ani gotowe kosmetyki, ani składniki użyte do ich produkcji.

Jest to temat, który wzbudza trochę kontrowersji i sporo nieporozumień, ze względu na ogólnie panującą dezinformację w temacie. Pogłębia ją angielski termin “cruelty-free”, tłumaczony na “bez okrucieństwa”.

Kosmetyki bez okrucieństwa, czyli jakie?
Termin “cruelty free” odnosi się wyłącznie do testów na zwierzętach. Nie obejmuje wykorzystania składników odzwierzęcych, takich, jak tłuszcz czy włosie, które również wiążą się z okrucieństwem wobec zwierząt, jednak samych składów kosmetyków dotyczy termin “wegańskie”.

Wegańskie, czyli jakie?

Kosmetyki wegańskie to takie, które nie zawierają składników pochodzenia zwierzęcego. Tylko tyle.
Czy to oznacza, że kosmetyki wegańskie mogą być testowane na zwierzętach?

Tak. Kosmetyk może być opisany przez producenta jako wegański, nawet, jeśli firma testuje swoje kosmetyki na zwierzętach. I odwrotnie, kosmetyk może być nietestowany i oznaczony jako cruelty-free, ale zawierać składniki pochodzenia zwierzęcego. Jeśli ktoś chce mieć kosmetyk wegański i nietestowany, musi szukać obu informacji.


Gdzie nie szukać informacji o testach?
Niestety, certyfikaty, informacje na opakowaniach, króliczki, ani zapewnienia producenta nie są wiarygodnym źródłem informacji, zwłaszcza, jeśli producent deklaruje, że “testuje tylko, gdy wymaga tego prawo”. W praktyce oznacza to zwykle, że sprzedaje on swoje produkty w Chinach kontynentalnych, bo to tam testy nadal wymagane są, by wejść na rynek, chodzi zwykle o zgodę tzw. post market testing - marka godzi się, by Chiny przetestowały ich produkty w jej imieniu, jeśli zdecydują, że mają taką potrzebę. Jeśli marka się na to godzi, bierze udział w całym procedrze i nie można uznać jej za wolną od powiązań z testami.
Certyfikaty typu Vegan society czy Viva! są pewną wskazówką, jednak wiele certyfikatów dotyczy danego produktu, nie zaś całej marki - marka może posiadać w swojej ofercie inne kosmetyki testowane, co oznacza, że jest marką testującą.

A co z certyfikatem Leaping Bunny?
Jest to certfikat płatny, a co za tym idzie - nie niezależny. Dodatkowo, w jego przypadku nie są sprawdzane wszystkie istotne informacje, jak pochodzenie składników.

To gdzie w takim razie szukać informacji?
Najbardziej wiarygodne są niezależne źródła, których autorzy zbierają informacje bezpłatnie. Jest to blog Logical Harmony Tashiny Combs, a w Polsce - Happy Rabbit Ewy Wiewiór i grupa na Facebooku Kosmetyki bez okrucieństwa Cruelty free/Vegan cosmetics Kasi Konopy z Pink Mink Studio.

Photo by Leximphoto on Unsplash

Czy te źródła nie są nawiedzone i czasem nie przesadzają?
To właśnie wyśrubowane kryteria sprawiają, że wymienione źródła są najbardziej wiarygodne. Na liście PETY można znaleźć marki, o których wiadomo, że są w Chinach. Jeśli coś jest na liście Tashiny, można po to sięgnąć bez obaw - aktualizuje ją na bieżąco i jeśli tylko status jakiejś marki się zmieni, szybko o tym informuje.

Co to znaczy, że status marki się zmienia?
Status marki może zmienić się w związku z ekspansją do Chin lub na przykład w momencie, gdy marka zostanie kupiona przez inny podmiot, o którym nie wiadomo, jakie ma podejście do testów lub wiadomo, że testuje. Firma może wówczas przestać być cruelty-free lub utrzymać swój status marki nietestującej, kiedy Tashina uzyska deklarację od nowego właściciela.

A co, jeśli nowa firma-matka testuje?
To temat, który nieustannie wywołuje dyskusje i kwestia, którą należy rozważyć samodzielnie. Na Logical Harmony takie firmy znajdują się na liście cruelty-free z adnotacją na temat firmy-matki, w grupie Kosmetyki bez okrucieństwa uznawane są za niezgodne z filozofią grupy. Podejścia są dwa: albo ktoś nie chce zasilać kiesy testującej firmy-matki i rezygnuje z kupowania takich kosmetyków, albo uważa, że kupując kosmetyki ich nietestującej marki “głosuje portfelem” przyczyniając się do pokazania, że nietestowana marka oznacza wyższe zyski. Ja przychylam się do drugiego podejścia, ponieważ wierzę, że przyszłość jest wolna od testów, ale jest to powolna zmiana i warto wspierać dobre decyzje firm. Chętniej jednak wybieram kosmetyki, o których wiem, że są “czyste”.



Zwierzęta laboratoryjne to nie tylko szczury, myszy i króliki. To również koty... | Photo by Edgar Edgar on Unsplash
Wszystko fajnie, ale w UE jest przecież zakaz testów?
Prawo Unii faktycznie zakazuje testowania kosmetyków na zwierzętach. Obecnie nic jednak nie mówi o firmach, które godzą się na testy w Chinach ani o sprowadzaniu i wykorzystywaniu testowanych składników. Większość producentów w ogóle tego nie sprawdza i o tym nie myśli - to przypadek większości polskich firm, które nie mają statusu cruelty-free. Jeśli sprzedają wyłącznie w Polsce, końcowe produkty z pewnością nie są testowane. Nadal jednak mogą być tworzone z testowanych składników.

Ok, a co ze składnikami, które były przetestowane dawno temu? Przecież nawet glicerynę ktoś na pewno kiedyś testował?
Testowanie składników dotyczy zaopatrywania się w składniki u firm, które są obecnie zaangażowane w testy. Nie tego, czy dana substancja była kiedyś, w przeszłości przetestowana. Testowanie nowych składników to trudny temat, ponieważ w wielu miejscach świata testy na zwierzętach są w takim wypadku wymagane (jak choćby w branży spożywczej, gdzie jakiś czas temu miała miejsce kontrowersja dotycząca firmy Beyond Burger). To również dlatego wielkie koncerny opracowujące nowe składniki, jak nowoczesne chemiczne filtry UV, nie mają szans być cruelty-free. Są w zupełnie innej sytuacji, niż mała, rodzinna firma z Polski sprzedająca ręcznie robione mydła. W przypadku nowych substancji sytuacja jest podobna, jak w przypadku leków - jest to zło konieczne, o którym bardzo ciężko jest mówić, ale dla którego nie mamy na ten moment alternatywy.

Testy na zwierzętach są niepotrzebne
Testowanie kosmetyków ogółem jest jak najbardziej potrzebne, jednak w tym przypadku mamy do dyspozycji znacznie lepsze metody, jak testy in-vitro (na tkankach wyhodowanych w laboratorium) czy testy na ochotnikach. Składniki większości kosmetyków są dobrze znane i przebadane, znamy ich bezpieczne stężenia, więc często wymagany jest raczej test konsumencki (by sprawdzić, czy krem jest miły w użyciu i działa) niż istnieje faktyczna konieczność wsmarowania kremu w gałki oczne.

Testy na zwierzętach są okrutne
Nie będę wklejać żadnych linków, jednak zainteresowani znajdą wiele przykrych zdjęć i nagrań w Google. Nie raz czytałam wypowiedzi w stylu “ale jeśli te zwierzęta mają dobre warunki, to może to nie jest takie złe”. Jest złe i jest niepotrzebne. Niestety, testy nie wyglądają tak, że króliki siedzą na złotych poduszkach, podczas gdy usłużni laboranci wsmarowują im w łapki odżywcze serum. Jeśli ktoś jest zainteresowany, jakie konkretnie metody są wykorzystywane, kilka jest wymienionych w Wikipedii.

psy... | Photo by Lydia Torrey on Unsplash

Większość z nas nadal używa kosmetyków firm powiązanych z testami
Skoro testy są okrutne a przy tym zbędne, łatwo wysnuć logiczną konkluzję, że nie powinny mieć miejsca - konkluzję, do której doszły władze UE i którą podziela większość osób. Niestety, z powodu nieprecyzyjnych wytycznych i braku powszechnie dostępnych informacji masa osób przeciwnych testom wciąż nieświadomie używa kosmetyków firm powiązanych z testami. Wydaje się nam, że skoro kupujemy kosmetyki w Polsce, to na pewno nie są testowane, zapewniają nas o tym również sprzedawczynie w drogeriach i perfumeriach i same firmy, poświęcając całe strony na ikonki króliczków i zapewnienia, że są bardzo przeciwni testom i absolutnie nigdy nie testują… chyba, że wymaga tego prawo. Czyli tak w sumie to testują - ale udaje im się to opisać tak, żeby konsument zrozumiał, że nie, poza bardzo rzadkimi, prawie nieistotnymi przypadkami, jak to, że rynek chiński jest dla nich tak atrakcyjny, że wolą porzucić swoją deklarowaną postawę etyczną, bo $$$. Ja takiej firmy wspierać nie chcę, choć koniec końców:

Wybór kosmetyków to osobista decyzja
Ja wybieram kosmetyki nietestowane, jednak rozumiem (tak naprawdę to nie rozumiem), jeśli kogoś ta kwestia w ogóle nie interesuje. Pozostaje jeszcze jedna kwestia, być może w kontekście tego bloga kluczowa, czyli:

Które marki azjatyckie są cruelty-free?
Żadne. Istnieje w sieci wiele list, które dzielą marki na te cf, cf-ale-będące-w-Chinach, podobne listy ma koreańska KARA (Korea Animal Rights Advocates) i japońska JAVA (Japan Anti-Vivisection Association), jednak nie są one wiarygodne z tych samych względów, co inne certyfikaty. Nie mamy wglądu w ich wymagania, nie wiemy, czy sprawdzają pochodzenie składników. Jedyną firmą, która figuruje na liście PETY jest Benton, wiadomo też, że Klairs przekazało darowiznę na rzecz KARY. Oznacza to, że coś się dzieje, że temat jest żywy - obojętnie, czy ze względów PR-owych czy firmy te faktycznie chcą uczestniczyć w pozytywnych zmianach. Nie jest to całkiem bezpodstawne założenie, np. 2sol jest firmą zaangażowaną w temat drugowojennych koreańskich “pocieszycielek”, a Korea zdecydowała się pójść w ślady Europy i wprowadzić zakaz testów (w Japonii testy nadal są dozwolone, choć nie obowiązkowe). Nie zmienia to jednak faktu, że Klairs figuruje u Tashiny na liście “pending”, co oznacza, że nie albo nie wysłali deklaracji, albo nie byli w stanie pewnych rzeczy udowodnić, podobnie np. Whamisa. Niektóre firmy zapytane o testy robią się defensywne i odmawiają komentarza - jak np. Innisfree, które najwyraźniej ma coś do ukrycia?

Rynek chiński jest dla azjatyckich firm niezwykle atrakcyjny i większość popularnych koreańskich i japońskich marek sprzedaje swoje produkty w Chinach stacjonarnie. Sprzedaż online oraz w specjalnych strefach, jak w Hong Hongu, nie wymagają testów na zwierzętach.

Czy to znaczy, że nie stosuję już azjatyckiej pielęgnacji?

“Azjatycka” filozofia pielęgnacji nie wymaga stosowania produktów z Azji. Mój blog skupia się na metodach i świadomej pielęgnacji, nie na konkretnych produktach. Czy świadoma pielęgnacja może ignorować implikacje kosmetycznych wyborów?

Bardziej adekwatnym zresztą byłoby nazwanie jej “pielęgnacją według reddita Skincare Addiction”, ponieważ model, który stosuję opiera się na tzw. “składnikach aktywnych” (ang. actives), jak witamina C, kwasy, retinol, które nie były popularne w Korei, dopóki ich kosmetykami nie zainteresował się Zachód. Kwas salicylowy był, i zdaje się, że dalej jest zakazy w kosmetykach - to dlatego COSRX (i inne firmy) zamiast niego używa betaine salicylate. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że kuracje dermatologiczne są tam relatywnie tanie, łatwo dostępne i popularne - stąd brak popytu na słabsze wersje kosmetyczne, które z kolei są bardzo pożądane w USA, gdzie dostęp do służby zdrowia jest, lekko mówiąc, utrudniony.

...małpy. | Photo by Andre Mouton on Unsplash

Czy wymieniłam już wszystkie produkty na cruelty free?
Nie udało mi się jeszcze wymienić wszystkich kosmetyków. Jest masa produktów, polskich i zagranicznych, które nadają się do włączenia do azjatyckiej pielęgnacji. Na pewno w kolejnych postach pojawiać się będą moje rekomendacje - jeśli kogoś interesuje azjatycka pielęgnacja w nurcie cruelty free zapraszam do dalszej lektury bloga, jeśli dla kogoś jest to deal breaker i chce czytać wyłącznie o kosmetykach koreańskich, nie obrażę się :)

Nie będę jednak ukrywać, że dla mnie był (jest) to proces trudny. Kosmetyki do włosów i ciała wymieniam w miarę, jak się kończą, sięgając po zamienniki cf. Podobnie z kolorówką, choć tu zużycie produktów idzie wolniej, więc równolegle poszukuję rzeczy, które spełnią moje oczekiwania równie dobrze, jak te już “znalezione” - jestem osobą, która jak znajdzie dobry tusz, to już zawsze kupuje ten sam, chyba, że producent postanowi go popsuć zmieniając skład, co się zdarza. Na szczęście nowy ulubiony tusz mam już w wersji vegan i cf ;) Wówczas, jeśli mogę, te zbędne nie-cf rzeczy rozdaję znajomym (lub wyrzucam, jeśli odkryję, że mam coś już tak długo, że wstyd się przyznać).

Wymiana pielęgnacji twarzy jest jednak dla mnie bardzo trudna ze względu na “świetne” combo AZS + skłonność do trądziku kosmetycznego. Polskie kosmetyki naturalne, te o “dobrych składach”, tak ukochane w blogosferze w dużej mierze opierają się na naturalnych olejach, z których duża część generuje spore problemy w kwestii mojej przypadłości numer 2. Umiłowanie olejków eterycznych - w kwestii nr 1. Nie wspominając już o tym, że moja cera nie znosi składników popularnie uznawanych za przeciwtrądzikowe, czyli tlenku cynku i witaminy E w formie tokoferolu (octan tokoferylu jest ok) oraz pewnych wielkości kwasu hialuronowego (zabawa w zgaduj-zgadula jakiej wielkości użył producent w danym produkcie - nie polecam). Znalezienie produktu bez tokoferolu samo w sobie jest wyzwaniem, następnie ten produkt musi być cf, a dopiero na końcu mogę się zastanawiać, czy w ogóle działa i czy jest przyjemny (albo chociaż znośny) w stosowaniu. Trafienie na produkt, którego mogę używać, a przy tym spełni oczekiwania kosztuje sporo czasu i pieniędzy - nie tylko muszę poszczególne kosmetyki testować, a następnie leczyć efekty w razie porażki, ale zostaję też ze stertą produktów, których nie zużyję.


Jak ułożyć azjatycką pielęgnację cruelty free?
Mam nadzieję, że Was nie zniechęciłam - ostatecznie jest to proces pozytywny i przy okazji pomaga otworzyć się na nowe produkty, zamiast w kółko używać tych samych (to, co napisałam o tuszu do rzęs tyczy się u mnie również pielęgnacji...) :)

Większość kroków można ułożyć zarówno z azjatyckich jak i zachodnich produktów, a w niektórych kategoriach - jak kwasy czy wit. C - zachodnie są nawet lepsze. Są jednak dwie kategorie, w których Korea i Japonia zdecydowanie przodują i znalezienie zastępstwa wymaga w ich przypadku odrobiny poszukiwań i prób: toniki nawilżające i filtry UV.

Tonizacja jest u nas nadal kojarzona głównie z obniżaniem pH po myciu, królują hydrolaty, ew. “goły” kwas hialuronowy. Produkty te często są nieprzyjemne w użyciu (humektanty są lepiące w dotyku, z natury), zwykle też niedostatecznie nawilżają. Jest trochę produktów polskich, które “dają radę”, ale duża ich część niestety nie jest cruelty-free (najczęściej - nie sprawdzają dostawców). Przede wszystkim polecam mgiełki Miya, mimo, że u mnie niestety się nie sprawdziły - większość osób ma jednak cerę trochę mniej kapryśną, niż moja ;) Sama zaczynam testy Toniku-serum 2w1 z Tołpy i mam wielką nadzieję, że okaże się prostym, nudziarskim nawadniaczem, jakiego szukam.

Druga grupa - filtry UV - jest trochę trudniejsza w obsłudze. W tym temacie zgadzam się ze Swayze z Unnatural Vegan. Większość dobrych filtrów - w tym także zachodnich filtrów aptecznych z imponującym PPD, jak LRP - nie jest cf. Stosowanie filtrów to jednak nie tylko przeciwzmarszczkowy kaprys, ale przede wszystkim tania i efektywna metoda zapobiegania rakowi skóry. I w tym kontekście najważniejsze jest, by filtra używać. Codziennie. Niezbędny jest do tego filtr, którego używać się da. Który nie wywołuje pryszczy, nie szczypie w oczy, nie trzeba walczyć, by zechciał współgrać z makijażem. Te wszystkie rzeczy, które sprawiają, że rano zerkamy za okno z nadzieją, że może jest dziś na tyle pochmurnie, że da radę wyjść bez ochrony UV. Znalezienie takiego filtra, nawet z pełnej puli, już samo w sobie jest osiągnięciem, dodatkowe ograniczenia jedynie utrudniają to zadanie. Oczywiście zachęcam do szukania filtrów cf - firmy jak Coola czy Alba Botanica zbierają dobre opinie. Łatwo będzie też fankom filtrów fizycznych. W moim przypadku, nie trafiłam jeszcze na filtr cf, który przeszedłby pierwszą eliminację pt. “brak składników, po których mam pryszcze” - co nie znaczy, że przestałam szukać. Jeśli znacie filtr cruelty free bez tlenku cynku, witaminy E, alkoholi tłuszczowych, pochodnych kokosa i acne triggerów powyżej 2 (to te wszystkie myristyl myristate), koniecznie dajcie znać! Byłoby też super, gdyby zawierał więcej filtrów, niż sam dwutlenek tytanu. Dopóki na taki nie trafię, używam mojego obecnego filtra i skupiam się na wymianie reszty kosmetyków.

Nie chcę używać Twojego kremu. | Photo by Kote Puerto on Unsplash

Lepiej robić co można, niż nie robić nic
Może to mało optymistyczna konkluzja jak na tak długi post, jednak uważam, że w momencie, gdy ktoś chce wymienić wszystkie kosmetyki na cruelty-free, jest to jedyna rozsądna droga.

Najlepiej zacząć od produktów najmniej istotnych, łatwo zastępowalnych i takich, które lubimy często zmieniać: zwykle to np. mydło do rąk, żel pod prysznic, produkty do kąpieli. U mnie to była także chemia domowa (opcje ekologiczne - Klareko, Yope i Onlybio są cf :)) i pielęgnacja włosów, gdzie lubię testować nowe rzeczy. Stopniowo przechodzę do kolejnych produktów, na koniec zostawiając te, z którymi będzie najtrudniej - u mnie to filtr UV, serum Fitomedu i antyperspirant, ale dla kogoś innego mogą to być ulubione perfumy czy np. szampon przeciwłupieżowy. Może się okazać, że dla tego szamponu nie widać alternatywy - wówczas nie warto się tym zadręczać, bo zmieniwszy resztę kosmetyków i tak robimy więcej, niż ogół. W przypadku chorób skóry kosmetyki często zastępują lub wspierają leki i jest to zupełnie inna sytuacja, niż wybór nowej szminki.

Najfajniejsze w tym procesie jest poznawanie nowych marek, na które inaczej nie zwróciłabym może uwagi i moment, kiedy znajduję produkt cf dużo lepszy niż to, czego do tej pory używałam. Tak trafiłam na moje ulubione obecnie perfumy - Diptyque Tam Dao, myjek, który znacząco pomógł mi przy AZS - Odżywczą śmietankę do kąpieli z Momme czy świetną polską kolorówkę Glam Shop od Hani Knopińskiej.

Można oczywiście hurtem pozbyć się wszystkich obecnie posiadanych produktów i zakupić je wszystkie w wersji cf, ale raz, że wiąże się to z absurdalnymi kosztami, a dwa… przypominam post o wprowadzaniu nowych produktów ;)

Myślę, że jest to coś, przez co przechodziło wiele z nas, plan pt. “wymienię wszystkie swoje kosmetyki na azjatyckie!”. W tym przypadku również chciałabym, aby już wszystkie posiadane przeze mnie kosmetyki były nietestowane na zwierzętach, jednak muszą one trzymać pewien poziom, do którego przyzwyczaiły mnie kosmetyki azjatyckie. I takimi właśnie odkryciami chciałabym się z Wami dzielić :) Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną!

Cera odwodniona

Recenzja: Klairs Supple Preparation Unscented Toner

13:16


Tonik z Klairs* to produkt znany każdej fance koreańskich kosmetyków. Jest dostępny w wielu polskich sklepach, również stacjonarnie - ja jednak, poza próbkami, nie miałam go dotąd szansy używać. Ponieważ cierpię na AZS, staram się unikać substancji zapachowych w kosmetykach, również tych w formie naturalnych olejków eterycznych. Producent jednak wyszedł naprzeciw takim osobom, jak ja i stworzył wersję bezzapachową. Jak się sprawdza?

Poniższy produkt otrzymałam do recenzji od sklepu Wishtrend*.
Recenzja zawiera linki afiliacyjne, oznaczone gwiazdką (*).

Co to jest?
 Klairs Supple Preparation Unscented Toner* to tonik nawilżający o konsystencji nieco gęstszej od wody. To jeden z tych produktów, o których ciężko się pisze: absolutna baza, produkt, który ma proste zadanie (w tym przypadku: nawilżenie), a główne oczekiwania sprowadzają się w zasadzie do tego, jaki ów produkt ma nie być: ma się nie lepić, nie pogarszać stanu cery, nie podrażniać, nie pachnieć, nie wałkować się pod innymi produktami.

Opakowanie
Opakowanie wersji bezzapachowej jest przezroczyste. Przyznam, że wolę ciemne butelki w przypadku kosmetyków - lepiej chronią ich zawartość przed słońcem. Produkt zamyka się na zakręcany korek: nie jestem największą fanką tego rozwiązania - jestem trochę ciamajdą i taki korek często mi spada i toczy się pod łóżko albo komodę, spod których muszę go wygrzebywać. Zdecydowanie wolę zatyczki z klapką lub te, gdzie naciśnięcie z jednej strony otwiera butelkę, a z drugiej - zamyka. Jest to rzecz, którą producent mógłby rozważyć.

Skład
Water, Butylene Glycol, Dimethyl Sulfone, Betaine, Caprylic/Capric Triglyceride, Natto Gum, Sodium Hyaluronate, Disodium EDTA, Centella Asiatica Extract, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Polyquaternium-51, Chlorphenesin, Tocopheryl Acetate, Carbomer, Panthenol, Arginine, Luffa Cylindrica Fruit/Leaf/Stem Extract, Beta-Glucan, Althaea Rosea Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Hydroxyethylcellulose, Portulaca Oleracea Extract, Lysine HCL, Proline, Sodium Ascorbyl Phosphate, Acetyl Methionine, Theanine, Copper Tripeptide-1CosDNA.

W składzie znaleźć można humektanty (substancje nawadniające) jak kwas hialuronowy, luffa czy aloes, antyoksydanty - wit. E i C w formie SAP oraz substancje łagodzące podrażnienia: ekstrakt z wąkrotki, pantenol, beta glukan. Oprócz tego rozjaśniającą lukrecję, przeciwzmarszczkowe natto i copper tripeptide-1 oraz kompleks aminokwasów (argininę, prolinę, lizynę, metioninę i teaninę). W zasadzie same dobroci - nie ma się do czego przyczepić.

Dla kogo?
Do każdej cery, ale zwłaszcza dla osób o cerze wrażliwej, odwodnionej.

Jak stosować?
Tonik należy wklepywać po myciu rano i wieczorem. Jeśli stosowane są kwasy, leki lub witamina C, tonik warto użyć po nich - z taką ilością substancji nawilżających mógłby osłabić ich działanie.

Działanie
Produkt spełnia swoje głównej zadanie lepiej, niż dobrze! Po pół godzinie z kwasem moja skóra woła "pić!", zaś  Klairs Supple Preparation Unscented Toner* samodzielnie podbija nawilżenie z 34 do 55%. To nie lada wyczyn przy mojej odwodnionej skórze:

Napój mnie! :(
Dziękuję! :)

Ocena
Po odjęciu połowy punktu za nie do końca trafiające w moje gusta opakowanie, tonik otrzymuje 4.5/5 flaszeczek.


A gdybyście chciały zadbać o swoją cerę bardziej kompleksowo, tonik ten jest częścią dwóch atrakcyjnych cenowo zestawów:

Glass Skin Recipe* zestaw dający efekt "szklanej skóry", nawilżający i rozjaśniający, zawiera także serum z magnolią* i świetną maskę z witaminą E* (której recenzję znajdziecie tutaj). Obie osobno także są obecnie w promocji - 30 i 20% :)

"Dong-Ahn" Kit* który ma sprawić, że będziemy wyglądać na młodsze, niż jesteśmy. Poza tonikiem w zestawie znajduje się bardzo ciekawa nowa maska ryżowa z I'm From*, znany i lubiany Rich Moist Soothing Cream* oraz peptydowe serum Midnight Blue Youth Activating Drop*. Oraz płatki ;) Maskę osobno można obecnie nabyć 30% taniej, a resztę - 20% taniej, również recenzowany dziś tonik.

Nie zapomnijcie użyć kodu  WISH0505 aby otrzymać dodatkowe 5% zniżki.

Promocje trwają już niestety tylko do końca dzisiejszego dnia.