Azjatycka pielęgnacja - rozterki i obawy na początku drogi
15:50W grupach i na forach poświęconych azjatyckiej pielęgnacji najczęściej chyba padającym pytaniem jest “od czego w ogóle zacząć?“ Choć każdy z poniższych podpunktów mógłby zostać rozwinięty w osobnym poście, chciałabym im poświęcić po kilka linijek, które może rozwieją dylematy tak często dręczące nowicjuszy.
Esencje, skiny, lotiony, emulsje - to wszystko wydaje się takie skomplikowane!
Nowe marki, nowe techniki i zupełnie nowe podejście do pielęgnacji: to może być onieśmielające. Dla wielu osób pierwszym kontaktem z azjatyckimi kosmetykami jest artykuł o słynnych dziesięciu krokach koreańskiej pielęgnacji w internecie czy kolorowym magazynie. Pamiętam, jak sama próbowałam znaleźć kandydata na każdy z tych kroków, przekonana, że aby zobaczyć efekty muszę "złapać je wszystkie". Umiejętność poruszania się w gąszczu produktów i dopasowywania ich do swoich potrzeb przyszła dopiero z czasem. Teraz chciałabym się nią podzielić z innymi.
To, co mogę doradzić na początek to umiar i rozsądek. Ciężko się na początku powstrzymać i nie kupić wszystkich kremów w kształcie jabłek i brzoskwiń, króliczkowych mgiełek i plasterków usuwających zaskórniki raz na zawsze, zwłaszcza widząc zdjęcia cudzych zakupów na forach i grupach facebookowych czy wzbudzające zazdrość fotki "przed" i "po". Pozwalając sobie jednak na szaleństwo i ogromny pierwszy “haul”, można stworzyć chaos i zaszkodzić swojej skórze. Wprowadzając kilka nowych produktów na raz, nie da się ocenić, który z nich wpłynął na cerę pozytywnie. Co gorsza, ciężko również ustalić, który z nich mógł zaszkodzić. Bardzo często czytam posty dziewczyn szukających pomocy, ponieważ nie wiedzą, który z nowych produktów je “zapchał”. Temat “zapychania” zasługuje zresztą na własny post.
Jeśli posiada się bazę w postaci solidnej zachodniej pielęgnacji, nie warto od razu wyrzucać wszystkiego do kosza i jak najprędzej zastępować azjatyckimi produktami. Możliwe, że część z nich da się wkomponować w warstwowe podejście, a jeśli nie, nowy produkt warto wprowadzić, kiedy kończy się jego odpowiednik. Włączając produkty po jednym, w odstępach minimum dwutygodniowych można zaobserwować, jak produkt działa na skórę. Łatwiej jest też redefiniować swoje oczekiwania i poszukiwać nowych kosmetyków. Jeśli mój nowy tonik ładnie łagodzi zaczerwienienia, ale trochę za mało nawilża i za mocno pachnie, wiem, że będę szukać czegoś, co działa podobnie, ale być może jest przy tym bardziej nawilżające i bezzapachowe.
Azjatycka pielęgnacja nie nadaje się dla minimalistów, ponieważ wymaga bardzo dużej ilości produktów.
Słynne dziesięć kroków to w dużej mierze mit mający podkreślić odmienność i egzotyczną naturę azjatyckiej pielęgnacji. Niektórzy używają wielu specyfików, inni tylko kilku. Sekretem urody i młodego wyglądu Koreanek nie jest stosowanie dziesiątek produktów, a dobre nawilżenie (nawodnienie) i sumienna ochrona przeciwsłoneczna. Nakładanie wielu lekkich warstw na pewno pomaga w osiągnięciu pierwszego celu, ale nie potrzeba do tego dziesięciu produktów. Wystarczy jeden mocno nawadniający tonik i metoda 7 Skin.
O dostępnych krokach można myśleć jak o szwedzkim stole: jeśli ktoś ma ochotę i możliwości, to nic nie stoi na przeszkodzie by spróbował wszystkich potraw, ale przeciętny gość bankietu zadowoli się kilkoma wybranymi daniami. Niektórzy lubią mieć wybór i trzymać w szafce kosmetyczny bar sałatkowy, z którego wybierają to, czego akurat potrzebuje ich skóra, ale nie ma nic złego w używaniu codziennie tych samych trzech lub czterech produktów. Modyfikowalność na którą pozwala azjatyckie podejście powinna być dużą zaletą. Zamiast tego dla wielu osób na początku drogi wydaje się ograniczająca, ponieważ nie mają świadomości, że mogą coś zmienić w "przykazaniach".
Zamawianie z zagranicy jest trudne/niebezpieczne/nieekologiczne.
Nie każdy chce i lubi kupować za granicą. Niektórzy się boją, innym wydaje się to skomplikowane lub kupują wyłącznie w lokalnych sklepach ze względów ideologicznych. Na szczęście jest już wiele polskich sklepów oferujących azjatyckie kosmetyki (głównie koreańskie). Dla tych, którzy preferują lokalne produkty, jest dobra wiadomość: azjatycka pielęgnacja nie wymaga azjatyckich specyfików. Z powodzeniem można używać rodzimych zamienników. O tych, które znam, na pewno będę wspominać przy okazji polecania innych produktów.
Azjatyckie kosmetyki mają brzydkie składy i jest w nich pełno chemii.
Umiejętność czytania składów jest bardzo przydatna, jeśli chce się wyeliminować pewne składniki ze względu na alergie, wrażliwość skóry lub skłonność do trądziku kosmetycznego. Patrząc na sam skład nie da się jednak powiedzieć, ile jest danego składnika, na co standaryzowany jest ekstrakt (taka na przykład zielona herbata może być standaryzowana na zawartość antyoksydantów, na zapach czy wiele innych właściwości). Tanie kosmetyki koreańskie, tzw. marki roadshopowe, mają przeciętne składy, w których można znaleźć wiele substancji nie posiadających właściwości szczególnie korzystnych dla skóry. Koreański rynek jest jednym z najdynamiczniejszych na świecie, a koreańscy konsumenci są bardzo wybredni i nie przywiązują się do marek. Wysoka konkurencja zmusza producentów do oferowania coraz to nowych rozwiązań, ale próbują przyciągnąć klienta na wszelkie sposoby. Jeśli większość budżetu produktu poszła na słodkie lub zabawne opakowanie albo na ciekawy sposób użycia (tzw. skincaretainment), to prawdopodobnie dobremu składowi nie poświęcono już zbyt wiele uwagi. Ale tak jak na każdym rynku, wśród azjatyckich kosmetyków dostępne są produkty naturalne, ekologiczne, proste produkty nastawione na efekt, takie pozujące na wyroby medyczne a także wiele, wiele innych. Dzięki temu, że zamiast wielofunkcyjnych kremów mamy pojedyncze, lekkie kroki skierowane na konkretne problemy (jak rozjaśnianie przebarwień czy zmniejszanie widoczności porów) każdy może znaleźć zestaw odpowiedni dla siebie.
Jak zbudować taki zestaw? W kolejnych postach postaram się przedstawić kilka startowych propozycji adresowanych do poszczególnych typów cer i skierowanych na konkretne problemy, które powinny pomóc w budowaniu własnej, skrojonej na miarę pielęgnacji.
7 komentarze
Bardzo ciekawy pierwszy post i czekam na więcej! Ostatnio zdziwiona koleżanka powiedziała mi, że po lekturze kolorowych czasopism myślała, że wszystkie kosmetyki koreańskie są równie dobre, czyli nieważne co - byle by było z Korei. Jestem jednak dobrej myśli - coraz więcej osób zaczyna interesować się mniej popularnymi markami typu Cosrx, Whamisa czy Dear Klair's i mam nadzieję, że zacznie się odchodzenie od kosmetyków jedynie ładnie wyglądających.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w blogowaniu i pozdrawiam z Korei :)
Niestety, taka fetyszyzacja to nic dobrego. Świetne produkty można znaleźć w praktycznie dowolnym punkcie globu. Jestem wielką fanką koreańskiej filozofii pielęgnacyjnej (inaczej nie pisałabym tego bloga :)), ale można w niej użyć dowolnych produktów, jeśli tylko są dobre.
UsuńBardzo dobry post na wprowadzenie: ) Warto zaznaczyć że właśnie nie liczy się z jakiego kraju są kosmetyki tylko jak działają
OdpowiedzUsuńNiestety nie każdy azjatycki kosmetyk to perełka, a szkoda, bo to by wiele ułatwiło.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst. Od razu czuję się jakoś tak pewniej, bo po świecie azjatyckich kosmetyków poruszałam się właśnie po omacku - próbowałam fajnych rzeczy, jak na nie natrafiłam, ale bez systemu. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że seria poradników dla konkretnych typów cery okaże się przydatna w zbudowaniu systemu :)
UsuńZ niecierpliwością czekam na post o cerze odwodnionej!
OdpowiedzUsuńI cały blog bardzo pomocny oczywiście 👌😙