Wprowadzanie nowych produktów. Jak sprawdzić, czy produkt działa?

14:42


Moje podejście do pielęgnacji opiera się na trosce o cerę, odpowiadaniu na jej potrzeby, nie zaś torturowaniu jej aż się podda i zechce wyglądać, jak sobie tego życzę. Jestem przekonana, że to drugie podejście nie działa. Pierwsze wiąże się z obserwacją cery i tego, co się z nią dzieje po nałożeniu kosmetyku. Przydatnym narzędziem jest tu tzw. patch testing i czas poświęcony testowaniu poszczególnych produktów. Wprowadzając nowy produkt:


  1. Nakładam go na nadgarstek lub za uchem i czekam, czy nie wystąpi reakcja alergiczna. Silne reakcje alergiczne pojawiają się od kilkunastu minut do kilku godzin. Jeśli nic się nie dzieje, mogę założyć, że po nałożeniu produktu w większej ilości, nie umrę i nie odpadnie mi twarz. Ten test nie chroni przed alergiami, które mogą pojawić się po kilku tygodniach stosowania kosmetyku.
  2. Przez około tydzień stosuję go najpierw na policzku, potem również na brodzie, a potem na połowie twarzy. Beauty Brains piszą, że patch testing odnośnie trądziku nie działa, jednak u mnie jeśli krostki mają się pojawić, to często pojawiają się bardzo szybko. Nie upieram się, że to “prawdziwy trądzik”, wspomniane przez nich podrażnienie mieszków włosowych jest bardzo prawdopodobne. Jakiej nazwy by nie nosiły, jeśli produkt pogarsza stan cery, nie będę go dalej stosować.
  3. Przez kolejny tydzień stosuję produkt na całą twarz i obserwuję, co się dzieje. Czy nawilża, czy jest przyjemny w stosowaniu, jak współgra z innymi produktami i wreszcie: czy robi to, co ma robić.


W przypadku większości produktów na efekty trzeba czekać dłużej, niż tydzień. Tydzień daję produktom myjącym, ponieważ ich zadanie jest proste. Podobnie traktuję produkty nawilżające (bez dodatkowych zadań) czy np. Filtry UV, których skuteczność można sprawdzić dopiero w odpowiednich warunkach. Rozjaśnienie, napięcie skóry - tego można spodziewać się całkiem szybko. Kwasy czy wit. C wymagają już przynajmniej miesiąca, w trakcie którego może wystąpić tzw. purging, czyli oczyszczanie cery. To zjawisko nie ma miejsca w przypadku produktów bez substancji aktywnych. Krem nawilżający nie może spowodować oczyszczania. Jeśli po jego nałożeniu pojawiają się wypryski, najwyraźniej krem jest nieodpowiedni.


Jeśli chodzi o produkty likwidujące przebarwienia, przeciwzmarszczkowe, przeciwtrądzikowe, często trzeba uzbroić się w cierpliwość, ponieważ efekty mogą nadejść dopiero po wielu miesiącach. Nie namawiam do tego, by w tym czasie nie testować żadnych nowych produktów - to byłoby nierealne. Sugerowałabym jednak nie wprowadzać nowych produktów o tym samym zadaniu. Testując serum z. wit C i dorzucając dwa tygodnie później ampułkę z arbutyną można spodziewać się efektów, ale nie będzie wiadomo, który z produktów zadziałał.


Osoby skłonne do podrażnień, alergii i trądziku powinny być szczególnie ostrożne jeśli chodzi o wprowadzanie jakichkolwiek produktów. Nowy olejek myjący i nowe serum mają zupełnie inne zadania, ale jeśli pojawią się wypryski lub egzema, który produkt należy winić? Nie raz czytałam posty spanikowanych dziewczyn, które wklejały składy swoich nowych nabytków, szukając pomocy w zidentyfikowaniu winnych. A niestety, odpowiedzią na pytanie “który składnik mógł mnie zapchać?” brzmi “w zasadzie każdy”. Każda cera reaguje inaczej, nie istnieją uniwersalne “zapychacze” a większość testów komedogenności miała miejsce na uszach królika. Dlatego najlepszą obroną przed “niespodziankami” jest sumienne testowanie produktów w izolacji, przez taki okres czasu, po jakim zwykle pojawiają się przykrości spowodowane produktem.


“Testowanie” może mieć miejsce na całej twarzy, ważne jest jednak, żeby wyeliminować czynniki zewnętrzne. Nie testuję produktu w podróży, gdy myję twarz inną wodą, niż zwykle. Nie jem w tym czasie nabiału, jeśli wiem, że nabiał ma u mnie tendencję do nasilania zmian. Nie używam sheet masek, których wcześniej nie używałam (samo testowanie sheet masek jest niestety dość problematyczne). I tak dalej, i tak dalej.


Bardzo niefajnie nakręcić się na produkt i odkryć, że nie działa lub szkodzi, ale jeszcze gorzej zastanawiać się: czy to produkt, czy może jednak ta wczorajsza pizza przegryziona naczosami z serem i zapita colą? A może po prostu już dawno nie zmieniałam poszewki? Albo to ten nowy płyn, w którym ją wyprałam? Albo nowy krem mojego chłopaka?


Oczywiście nie namawiam do zaprzestania widywania chłopaka na czas testów ;) Ale nie ma co utrudniać sobie życia. Owocnego testowania!

You Might Also Like

0 komentarze